Nieumiejętność posługiwania się mediami bywa równie niebezpieczna, jak brak umiejętności korzystania z nowoczesnego sprzętu wojskowego.

Fundacja INFO OPS POLSKA > Publikacje > Publicystyka > Nieumiejętność posługiwania się mediami bywa równie niebezpieczna, jak brak umiejętności korzystania z nowoczesnego sprzętu wojskowego.

Nieumiejętność posługiwania się mediami bywa równie niebezpieczna, jak brak umiejętności korzystania z nowoczesnego sprzętu wojskowego.

Dzięki Internetowi świat stał się globalną wioską, a użytkownicy mediów interaktywnych – lokalną społecznością. To już wiedza powszechna. Jednak rzadko mówi się o tym, że nieumiejętność posługiwania się mediami bywa równie niebezpieczna, jak brak umiejętności korzystania z nowoczesnego sprzętu wojskowego. Na platformach społecznościowych bez problemu można dziś znaleźć profil szeregowego żołnierza, a nawet czynnego generała. Dowiedzieć się, jak wygląda, jak spędza czas, co lubi, a czego nie, a nawet poznać jego bliskich. Można by pomyśleć, że publicznymi informacjami trudno w kogoś uderzyć. Nic bardziej mylnego. Dla przeciwnika nie ma informacji nieważnych. Internet to kopalnia wiedzy o nas samych, tymczasem programy edukacyjne związane ze świadomym korzystaniem z mediów społecznościowych zdają się omijać Siły Zbrojne RP.

Na początek garść faktów. Z różnych analiz wynika,iż blisko 80%
żołnierzy i pracowników wojska ma konto w mediach społecznościowych,
głównie na platformie Facebook. Tu żołnierze przedstawiają wydarzenia ze
swojego życia osobistego, wystawiając siebie, rodziny oraz państwo na
niebezpieczeństwo. A przecież jednym z priorytetów Rosjan, a także
każdego innego potencjalnego przeciwnika państw NATO, jest zbieranie
danych na temat kluczowych osób i potencjału obronnego obcego państwa.
Kolejny istotny fakt: podstawowym celem wojny informacyjnej jest
manipulowanie działaniami decydentów i społeczeństwa oraz atak na
najważniejsze systemy państwa – obronny i ekonomiczny. I wreszcie ­–
rewolucja informacyjna dotyczy również Wojska Polskiego.

Nawet przeciętny obserwator środowiska informacyjnego w naszym kraju
dostrzeże wysyp stron promujących Siły Zbrojne RP. Większość jednostek
wojskowych czy dowództw określonego szczebla i poziomu dowodzenia ma
swój fanpage na Facebooku wsparty kontem na platformie Twitter. Konta
posiadają również wojewódzkie sztaby wojskowe, wojskowe komendy
uzupełnień, a nawet programy Ministerstwa Obrony Narodowej, jak np.:
Legia Akademicka, Projekt Wojownik czy Wojsko Polskie Twoja Armia.
Niektóre podmioty SZRP, m.in. dowództwa rodzajów sił zbrojnych,
korzystają z dodatkowych kanałów komunikowania, takich jak YouTube,
Instagram, Flickr. MON również wykorzystuje narzędzia mediów
społecznościowych, przedstawiając w dobrej wierze bieżące wydarzenia
resortu.

Nie ma w tym nic zdrożnego, wszak wojsko powinno być blisko
społeczeństwa i zgodnie z podstawową zasadą komunikacji strategicznej
należy rzetelnie informować o celach i działaniach danej organizacji.
Oczywiście w określonych ramach. I tu narzuca się pytanie, czy
informowanie o ruchach wojsk, nawet niewielkich ćwiczeniach, pokazach
ujawniających twarze żołnierzy oraz sprzęt, w który są wyposażeni, jest
bezpieczne z punktu widzenia obronności państwa?

Administratorzy kont promujących Wojsko Polskie w mediach
społecznościowych bardziej lub mniej, ale są świadomi wprowadzania do
obiegu publicznego wizerunku żołnierzy. Jednak w przypadku kont
prywatnych panuje duża swoboda działania, a nawet pewien chaos, w którym
co krok przewijają się dane wrażliwe.

Rosjanie wykorzystują niewiedzę

Informacja od zawsze dawała przewagę. Warto wspomnieć, że sowiecki
najeźdźca wraz z polskimi komunistami, których reprezentantem był m.in.
agent NKWD Bogusław Hrynkiewicz „Alek” (zm. 2003 r.), uciekali się do
współpracy z Gestapo, aby zdobyć archiwa Armii Krajowej. Przejęte
informacje dotyczące żołnierzy AK pozwalały potem na sukcesywne
unicestwianie tysięcy niezłomnych.

Zakładający konta w mediach społecznościowych żołnierze i pracownicy
wojska w większości nie doceniają działalności przeciwnika, który
codziennie zbiera dane na ich temat. Uzupełnia się je o analizę profilów
psychologicznych, wykorzystując potem do kreślenia obrazu zarówno
morale sił zbrojnych, jak i personalnych powiązań żołnierzy i ich
bliskich. W konsekwencji powstaje pełen profil psychologiczny osoby z
ustalonym nastawieniem do armii, polityki, o określonym światopoglądzie,
statusie społecznym i podatności wynikającej z cech charakteru. W
krytycznych dla bezpieczeństwa państwa momentach takie dane mogą
posłużyć do szantażu bądź przeprowadzenia tzw. operacji wpływu, dzięki
np. podrzuceniu odpowiednich informacji. Współczesna wojna to coraz
częściej konflikt hybrydowy, a jego głównym orężem jest przecież
propaganda i dezinformacja.

Dane na temat szeregowych żołnierzy czy pracowników wojska mogą
wydawać się mniej istotne, choć nie oznacza to, że należy je lekceważyć.
Jednak to informacje dotyczące dowódców różnych szczebli są szczególnie
pożądane. A jak się okazuje, wcale o nie nietrudno. Konta w mediach
społecznościowych mają dziś generałowie zarówno w służbie czynnej, jak i
rezerwy, nie wspominając o prywatnych kontach oficerów wojsk
specjalnych, oficerów sztabów poszczególnych dowództw i Sztabu
Generalnego WP. A publikowane tam informacje mogą wpłynąć na
bezpieczeństwo nie tylko samego dowódcy, ale również jego żołnierzy czy
lokalnych społeczności z obszaru, który będzie rejonem odpowiedzialności
„medialnego” dowódcy.

Jak trudno dziś właściwie ocenić rzeczywistość, wiemy z licznych
przykładów manipulacji faktami dokonywanych przez rosyjskie służby.
Warto chociażby zapoznać się z aktem oskarżenia Sądu Dystryktu Columbia
przeciwko obywatelom rosyjskim, w którym przedstawiono bezprawną
ingerencję rosyjskich służb w wybory prezydenckie w 2016 roku, czy
zwrócić uwagę na zachowanie rosyjskich botów społecznościowych
wspierających ruchy antyszczepionkowe. Według prof. Davida A.
Broniatowskiego z George Washington’s School of Engineering and Applied
Science, są one 22-krotnie bardziej aktywne w tym temacie niż przeciętny
użytkownik.

Jak się bronić?

Wydaje się, że należy bardziej zdecydowanie zarządzać ryzykiem
związanym z cyberbezpieczeństwem. Przede wszystkim trzeba uświadamiać
personel SZRP, jakie ryzyko niesie ujawnianie wrażliwych informacji na
temat konkretnej osoby, a pośrednio organizacji, w której służy. Taka
edukacja powinna dotyczyć zarówno możliwości technologicznego
zaangażowania przeciwnika (np. ataki phishingowe, czyli wyłudzanie
informacji poprzez podszywanie się pod zaufane podmioty lub
wykorzystanie nieświadomego wskazywania przez żołnierzy miejsca ich
położenia dzięki używanym programom stosującym geolokalizację), jak i
oddziaływania informacyjnego (OSINT – zbierania danych i informacji,
propagandy, dezinformacji czy manipulacji informacjami często
prawdziwymi, ale przekazywanymi w negatywnym kontekście). Przykładem
niech będzie udokumentowany atak informacyjny na jednego z oficerów SGWP
w lipcu 2016 roku, którego konsekwencje wpłynęły na proces decyzyjny
jego politycznych przełożonych.

Niestety, obecnie organizowane kursy w wojskowych uczelniach nie obejmują szczegółowej wiedzy w zakresie dobrych praktyk dotyczących właściwego zachowania się personelu SZRP w Internecie, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Czy nie jest już najwyższy czas, żeby to zmienić dla dobra SZRP i ojczyzny?

Autor: płk Remigiusz Żuchowski. Źródło: http://www.polska-zbrojna.pl/mobile/articleshow/26611?t=W-sieci-zolnierz-jest-nagi

Zgoda na pliki cookie z Real Cookie Banner